NAJCIEKAWSZE ARTYKUŁY
INFORAK
Namawianie do regularnego, intensywnego ruchu kojarzy się głównie z walką o szczupłą sylwetkę. Tymczasem aktywność fizyczna jest jednym z ważnych elementów trybu życia, który wpływa na ryzyko zachorowania na raka. Z biologicznego punktu widzenia wszyscy jesteśmy łowcami i zbieraczami z epoki kamiennej przeniesionymi do współczesnego świata. Obecny tryb życia drastycznie różni się od tego, do którego został dostosowany nasz organizm. Dawniej ludzie stale byli w ruchu, zdobycie pokarmu wiązało się z dużym wysiłkiem. Tymczasem obecnie kulturowe uwarunkowania pozwalają i wręcz wymuszają brak aktywności fizycznej. To pogłębiające się niedopasowanie między biologią i kulturą jest przyczyną m.in. rosnącego ryzyka rozwoju chorób przewlekłych. Na ile więc brak ruchu może narażać na ryzyko rozwoju nowotworu? Z badań nad epidemiologią nowotworów płynie ważny wniosek: aktywny tryb życia chroni przed rakiem niezależnie od masy ciała!
Wyniki badania prowadzonego na terenie Wielkiej Brytanii wskazują, że siedzący tryb życia odpowiada za nie więcej jak 4 proc. wszystkich przypadków nowotworów raka jelita grubego, piersi i trzonu macicy. Opublikowane w 2008 r., badania prowadzone na terenie Szwecji, w których wzięło udział ponad 40 tys. mężczyzn dowodzą, że ludzie, którzy przez co najmniej pół godziny dziennie spacerowali lub jeździli na rowerze, mieli o 34 proc. niższe ryzyko zgonu z powodu choroby nowotworowej i o 33 proc. wyższe szanse pokonania raka niż osoby, które spędzały czas głównie siedząc. Ci z badanych mężczyzn, którzy dłużej, bo przez godzinę dziennie, byli aktywni fizycznie mieli o 16 proc. niższe ryzyko zachorowania na raka.
Najwięcej naukowych dowodów wskazuje na powiązanie braku ruchu i ryzyka zachorowania na raka jelita grubego. Uważa się, że zwiększająca się liczba zachorowań na raka jelita grubego w krajach rozwiniętych może być właśnie wynikiem siedzącego trybu życia i nadmiernie kalorycznej diety. Liczba zgonów z powodu tej choroby w pewnym stopniu także zależy od nadwagi i otyłości, tę korelację częściej obserwuje się u mężczyzn niż u kobiet.
Potwierdzono bardzo duży wpływ ćwiczeń fizycznych na zmniejszenie ryzyka zachorowania na raka jelita grubego (może zmniejszać ryzyko o jedną czwartą, a u osób szczupłych nawet o połowę). Mechanizm tego dobroczynnego działania jest złożony. Wbrew pozorom nie chodzi tylko o zrzucenie nadmiarowych kilogramów, choć oczywiście jest to bardzo korzystne dla zdrowia, szczególnie, gdy dzięki ćwiczeniom udaje się zmniejszyć ilość tkanki tłuszczowej gromadzącej się wewnątrz jamy brzusznej wokół różnych narządów.
Intensywna aktywność fizyczna obniża ryzyko zachorowania na raka jelita grubego, zwłaszcza jeśli w rodzinie już ktoś chorował na ten nowotwór lub miał polipy, które z czasem mogą się przekształcić w zmiany nowotworowe. Ponadto ruch reguluje pracę układu pokarmowego, przyspiesza wypróżnienia, a dzięki temu substancje zawarte w niestrawionym pokarmie, z których część może inicjować zmiany nowotworowe, szybciej opuszczają jelita. Intensywny ruch ogranicza ilość insuliny, a także niektórych hormonów i substancji stymulujących wzrost, które w wysokich stężeniach stymulują powiększanie się guzów. Wysiłek fizyczny ogranicza także stany zapalne w jelicie grubym, które również do pewnego stopnia mogą przyczyniać się do rozwoju raka.
Naukowcy badający związek różnych aspektów trybu życia z prawdopodobieństwem zachorowania na nowotwór piersi początkowo zakładali, że intensywne ćwiczenia chronią przed tą chorobą ponieważ utrzymują w ryzach masę ciała i poziom hormonów. Okazało się to słusznym założeniem, jednak z czasem wyniki ich pracy ujawniły dodatkowy fakt. Ruch sam w sobie chroni przed rakiem piersi, zarówno kobiety przed, jak i po menopauzie. Intensywny wysiłek fizyczny największe profilaktyczne korzyści daje kobietom szczupłym, bez nadwagi.
Nowotworom piersi najskuteczniej przeciwdziała sport uprawiany w okresie młodości. W późniejszym okresie najkorzystniejsze są regularne ćwiczenia będące elementem codziennej rutyny, ale nawet kobiety, które po 50-tce zmieniają tryb życia na bardziej aktywny mają niższe ryzyko zachorowania na raka piersi niż kobiety spędzające większość czasu w bezruchu. Badania nad wpływem diety (bogatej w warzywa i owoce oraz ubogiej w tłuszcze) nie dają jednoznacznych wyników. Dlatego przyjęto, że najskuteczniejsze profilaktyczne działanie ma właściwa dieta połączona z aktywnością fizyczną.
Co do raka trzonu macicy wiadomo, że niezależnie od poziomu aktywności fizycznej, długie godziny w pozycji siedzącej podwyższają ryzyko zachorowania. Podejrzewa się, że intensywny ruch może w jakimś stopniu także chronić przed rakiem płuc i trzustki. Na razie brakuje mocnych dowodów, które by to potwierdzały.
Jak duża musi być dawka regularnie uprawianych ćwiczeń, by zaczęła chronić przed procesem nowotworowym? Jaki typ fizycznej aktywności jest najskuteczniejszy w walce z rakiem?
Profilaktycznie działa już dawka 30 minut ćwiczeń, trzy razy w tygodniu. Jeszcze lepiej dla zdrowia, gdy na wysiłek fizyczny uda się znaleźć czas pięć razy w tygodniu. Korzyści zdrowotne pojawiają się od razu i nigdy nie jest za późno, by zacząć wprowadzać zmiany w swoim trybie życia. Jednak w przypadku raka jelita grubego, podobnie jak raka piersi, aktywność fizyczna skuteczniej przeciwdziała wczesnym stadiom procesu nowotworowego, czego dowodzi badanie prowadzone na blisko 160 tys. mężczyzn i kobiet w projekcie Cancer Prevention Study II, którego wyniki opublikowano w 2004 r.
Długość okresu, w którym uprawiane są ćwiczenia, jest ważna. Dlatego im wcześniej ruch stanie się rutyną w życiu, tym lepiej. Na szczęście i w tym wypadku sprawdza się reguła „ziarnko do ziarnka….” – każdy nawet najmniejszy wysiłek w ciągu dnia sumuje się, więc na aktywność fizyczną nie trzeba specjalnie wygospodarowywać czasu. Można korzystać ze schodów zamiast z windy, czy przynajmniej część drogi do pracy i szkoły odbywać pieszo. W ogólnym bilansie codziennego ruchu mocną pozycję stanowią nawet prace domowe, spacer z psem, uprawianie ogrodu, grabienie liści, odśnieżanie chodnika. Wszystkie te aktywności mają umiarkowaną intensywność. Lepsze dla zdrowia są oczywiście te, które angażują duże grupy mięśni, powodują wyraźne przyspieszenie akcji serca, pocenie się, przyspieszenie oddechu, czyli bieganie, szybka jazda na rowerze, siłownia, pływanie, skakanka, aerobik, sztuki walki, tenis.
W tej sferze życia, jak w mało której, sprawdza się powiedzenie „…czym skorupka za młodu nasiąknie…” – aktywne fizycznie dziecko wyrasta na aktywnego fizycznie dorosłego. Ideałem byłoby, gdyby młodzi ludzie uprawiali ćwiczenia co najmniej przez godzinę dziennie, przy czym bardzo intensywne trzy razy w tygodniu.
Źródło: www. onkologia.org.pl
Picie alkoholu może być przyczyną raka. Niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę. O wiele więcej powszechnie wiadomo na temat wpływu palenia papierosów, czy diety na ryzyko zachorowania na nowotwory.
Szacuje się, że 2 do 4 proc. wszystkich przypadków nowotworów spowodowanych jest pośrednio lub bezpośrednio przez alkohol. Regularne picie alkoholu zwiększa ryzyko wystąpienia raka jamy ustnej, gardła, przełyku, krtani, wątroby i piersi u kobiet. Brakuje natomiast jednoznacznych dowodów na podobną zależność między nadmiarem alkoholu a rakiem jelita grubego.
Nie trzeba się upijać, by zwiększać zagrożenie chorobami. Z perspektywy profilaktyki nowotworowej nie ma bezpiecznej ilości alkoholu. Z naukowych analiz wynika, że nie rodzaj, ale ilość spożytego alkoholu zwiększa ryzyko zachorowania na raka. Jednak trudno uogólniać skutki picia nawet niewielkich ilości alkoholu, ponieważ zależą m. in. od wieku, stanu zdrowia, diety oraz płci. Organizm kobiety radzi sobie gorzej z alkoholem niż organizm mężczyzny. Wynika to z różnicy w ilości gromadzonej w ciele wody. Kobieta po wypiciu podobnej ilość alkoholu ma dużo wyższe stężenie alkoholu we krwi niż mężczyzna o podobnej masie. Za dopuszczalną, względnie bezpieczną uznaje się jedną porcję czystego alkoholu (10 g) dziennie dla kobiet, czyli jeden kieliszek wina, szklankę piwa lub mały kieliszek mocnego alkoholu. Porcja to 30 ml wódki (40 proc./vol.), 100 ml wina (12 proc./vol.), 285 ml mocnego piwa (4.9 proc./vol.) lub 375 ml lekkiego piwa (3,5 proc./vol.). Dla mężczyzny dopuszczalne dzienne spożycie jest dwukrotnie wyższe.
Palenie papierosów potęguje działanie alkoholu. Ale też sam alkohol ułatwia i przyspiesza wnikanie substancji rakotwórczych zawartych w dymie papierosowym w obrębie jamy ustnej i gardła. Każda z tych używek z osobna jest więc wielokrotnie mniej groźna dla zdrowia. Niestety kieliszek i papieros to często nierozłączna para, więc ci, którzy palą i piją narażają się na 10-100 razy większe ryzyko zachorowania na nowotwory. Całkowite zerwanie z obu nałogami ograniczyłoby liczbę przypadków raka jamy ustnej, aż o 83 proc.! Zmniejszając tylko ilość wypijanego alkoholu, można by zapobiec 42 proc. przypadków raka jamy ustnej, gardła i przełyku, 34 proc. przypadków raka krtani i 21 proc. przypadków raka wątroby (dane z Danii z 2001 r.).
Ryzyko wystąpienia raka głowy i szyi obniża się znacznie dopiero w 10 lat po przerwaniu picia, zaś po ponad 20 latach zrównuje się z tym, które mają abstynenci. Ta reguła bardzo przypomina zależność między paleniem papierosów i rakiem płuc. Trzeba bardzo długiego okresu czasu, by stopień zagrożenia chorobą wrócił do poziomu sprzed nałogu.
Część badań prowadzonych na dużych grupach osób dowodzi, że picie alkoholu jest przyczyną raka jelita grubego. Może to wynikać z faktu, że alkohol jest bardzo dobrym rozpuszczalnikiem i ułatwia wnikanie rakotwórczych substancji uwalnianych z pokarmu do komórek jelita. Wydaje się jednak, że główną rolę sprawczą w rozwoju raka okrężnicy gra zła dieta. Zła, czyli uboga w błonnik i ryby, obfitująca w czerwone i przetworzone mięso oraz często zakrapiana alkoholem. Wstępne wyniki toczącego się jeszcze badania ogólnoeuropejskiego (EPIC – European Prospective Investigation into Cancer and Nutrition) sugerują, że picie alkoholu wiąże się z podwyższonym ryzykiem rozwoju raka odbytnicy, ale nie raka jelita grubego. I kolejny płynący z tych analiz wniosek: spożycie alkoholu nie wpływa na ryzyko zachorowania na raka żołądka.
W największym stopniu za rakotwórczy efekt picia najprawdopodobniej odpowiada aldehyd octowy, będący toksycznym produktem trawienia etanolu. Ten właśnie związek chemiczny powoduje kaca, ale jego działanie ma także o wiele poważniejsze skutki niż złe samopoczucie następnego dnia. Aldehyd octowy uszkadza DNA i upośledza naturalną zdolność komórki do naprawiania tych uszkodzeń. W efekcie rośnie prawdopodobieństwo powstania szkodliwych mutacji. Istnieją naukowe podstawy, by przypuszczać, że aldehyd octowy przyspiesza wzrost guza.
Etanol jest rozkładany głównie w wątrobie i wątrobie szkodzi najbardziej. Nadużywanie alkoholu uszkadza komórki tego narządu oraz powoduje jego nieodwracalne zwłóknienie. Olbrzymia większość, bo aż 80 proc. osób z rakiem wątroby cierpi jednocześnie na marskość. Ta choroba, to poważny czynnik ryzyka wystąpienia nowotworu. Ponadto długoletnie intensywne picie może pogłębić marskość spowodowaną wirusowym zapaleniem wątroby typu B lub typu C (27-80 proc. chorych na raka wątroby ma dodatni wynik testu wykrywającego te wirusy).
Kobiety, które nadużywają alkoholu częściej niż mężczyźni cierpią na zapalenie, a nawet marskość wątroby. Pod wpływem alkoholu, ale także nikotyny, rośnie ilość estrogenu, żeńskiego hormonu płciowego. Usunięcie nadmiaru tej substancji, to dodatkowy wysiłek dla wątroby.
Udowodniono, że wyższy poziom estrogenu we krwi, zwiększa ryzyko rozwoju raka piersi. Szczególnie wyraźnie u kobiet z nadwagą i otyłych. Estrogen daje sygnał komórkom gruczołu piersiowego, kiedy mają się dzielić, ale to nie jedyny mechanizm wiążący ten hormon z procesem nowotworowym. Wpływ estrogenu ma bardzo złożony charakter i nie został jeszcze do końca poznany. Wystarczy jeden kieliszek wina dziennie, by spowodować podwyższenie poziomu hormonów. Alkohol sprawia, że stężenie estrogenu we krwi jest podwyższone, ale szczególnie duże staje się w połowie cyklu menstruacyjnego (o 27-38 proc. więcej niż u abstynentek), gdy poziom estrogenu z natury jest już wysoki. Stąd też podejrzenia, że alkohol może silniej inicjować procesy nowotworowe u nastolatek i młodych kobiet niż w późniejszym wieku. Nowotwór rozwija się przez kilkadziesiąt lat zanim będzie go można wykryć. Picie w młodym wieku może przyspieszać wzrost już istniejącego guza, natomiast po menopauzie umiarkowane spożycie alkoholu nie podnosi poziomu estrogenu.
Im większe spożycie alkoholu, tym wyższe ryzyko zachorowania na raka piersi. Nawet kobieta, która codziennie do obiadu wypija tylko jeden kieliszek wina ma o 7-10 proc. większe ryzyko tej choroby niż całkowita abstynentka (dane Międzynarodowej Agencji ds. Badań nad Rakiem). Wpływ trzech i więcej porcji alkoholu działa podobnie, jak paczka papierosów wypalana dzień w dzień. Zwiększa ryzyko wystąpienia raka piersi o 40-50 proc. w porównaniu z kobietami, które bardzo rzadko sięgają po kieliszek.
Alkohol jest wiązany z wieloma typami nowotworów różnych narządów, jednak tkanki piersi są wyjątkowo podatne na jego rakotwórcze działanie. Ryzyko zachorowania na raka piersi rośnie nawet przy niewielkich ilościach tej używki. Dlatego zaleca się, by zdrowe kobiety nie piły więcej niż jedną porcję (10-12 g czystego alkoholu) dziennie. Liczba zachorowań na raka piersi stale rośnie, więc ta rekomendacja nabiera szczególnego znaczenia.
W Europie północnej blisko 5 proc. przypadków nowotworu piersi wiąże się z nadużywaniem alkoholu; we Włoszech i Francji aż 10 proc. przypadków. Przyczyny tego należy upatrywać w tradycji, w tych krajach kobiety piją alkohol częściej niż w innych rejonach Europy. Szacuje się, że umiarkowane picie przyczynia się do 1-2 proc. wszystkich zachorowań na raka piersi.
Źródło: www. onkologia.org.pl
W Polsce aż 40 proc. nowo-diagnozowanych przypadków raka szyjki macicy jest bardzo zaawansowanych i szanse na wyleczenie tych kobiet są niemal zerowe. Zaledwie 27 proc. Polek robi badania cytologiczne. Polska ma jedne z najwyższych wskaźników zachorowań i umieralności z powodu nowotworów złośliwych szyjki macicy w Europie.
Kraje, które badania przesiewowe w kierunku raka szyjki macicy zaczęły wiele lat temu, nastąpiła znaczna poprawa. Na przykład, w Szwecji w 1965 r. wskaźnik zachorowalności na ten nowotwór wynosił 20 na 100 tys. kobiet, podczas gdy w 2012 r. zmalał do 6,5 na 100 tys. Liczba kobiet, zgłaszających się na badanie cytologiczne, wzrosła w tym czasie z 40 do 90 proc. W Wielkiej Brytanii współczynnik umieralności został prawie trzykrotnie zredukowany w latach 1989-2008, dzięki temu, że Brytyjki udało się przekonać do udziału w programie profilaktyki raka szyjki macicy (początkowo cytologię robiło 10 proc. kobiet, a w 2008 r. 78 proc.) Tak wysoką skuteczność mają badania, którym regularnie co 3-5 lat poddawane są kobiety w wieku 25-60 lat.
Podczas badania z zewnętrznego kanału i tarczy szyjki macicy, pobierana jest próbka komórek. Jeśli ich obraz pod mikroskopem wskazuje na jakieś nieprawidłowości, lekarz stosuje odpowiednie leczenie lub kieruje kobietę na badanie kolposkopowe. Od wyniku kolposkopii zależy, czy kobieta będzie dalej obserwowana, czy rozpocznie leczenie onkologiczne.
Rak szyjki macicy jest wywoływany przez onkogenne wirusy brodawczaka ludzkiego (HPV). Związek między wirusem HPV i tym nowotworem jest co najmniej 10 razy silniejszy niż związek palenia papierosów i raka płuca. Infekcja HPV przytrafia się niemal każdemu, kto prowadzi życie seksualne, jednak w większości przypadków układ odpornościowy potrafi ją zwalczyć i do rozwoju procesu nowotworowego nie dochodzi.
Szybciej zwykle kończy się zakażenie łagodnymi typami wirusa HPV (krócej niż 12 miesięcy), zakażenie wywołane przez najgroźniejsze onkogenne typy HPV (16 i 18) trwa do dwóch lat. Nawet krótkotrwała infekcja może powodować okresowe zmiany w komórkach szyjki macicy. Jeśli zakażenie HPV przeciąga się, to w końcu zmiany komórkowe przekształcają się w zmiany przednowotworowe (tzw. śródnabłonkową neoplazję szyjki macicy – CIN 1, CIN 2, CIN 3). Pewien ich procent, jeśli są nieleczone, rozwija się w inwazyjną formę raka.
Choć rak szyjki macicy jest chorobą przenoszoną drogą płciową, to na cytologię powinny zgłaszać się także kobiety, które żyją w trwałym monogamicznym związku lub są od dawna samotne. W jednym z badań nad epidemiologią wirusa HPV, 85 proc. wszystkich infekcji wykryto u kobiet w wieku 35-60 lat, które miały wieloletniego stałego partnera lub od długiego czasu nie prowadziły życia seksualnego. Ponadto uzyskane wyniki wskazują, że wraz z wiekiem rośnie występowanie HPV. Ta obserwacja nasuwa podejrzenia, że w okresie okołomenopauzalnym, gdy obniża się sprawność działania układu odpornościowego, regulowana do pewnego stopnia także przez poziom hormonów, rośnie podatność na infekcje i w organizmie następuje uaktywnienie wirusa HPV. Prawdopodobieństwo rozwoju raka szyjki macicy w większym stopniu zależy więc od liczby partnerów w ciągu całego życia niż od tego, czy w ostatnim okresie kobieta miała kontakty seksualne z nowopoznanym mężczyzną.
Szczepienie przeciw HPV typu 16 i 18 jest jedyną formą profilaktyki, jednak nie chroni przed kilkunastoma innymi, mniej groźnymi, ale także mogącymi wywołać proces nowotworowy typami wirusa HPV. Każda kobieta, bez wyjątku, powinna więc robić badania cytologiczne. Ryzyko, że rak szyjki rozwinie się w ciągu kilku lat mimo ujemnego (czyli korzystnego) wyniku badania wynosi około 10 proc. Tyle czasu bowiem trwa przeobrażenie zmiany przedinwazyjnej w agresywną formę raka. Z drugiej strony najnowsze dane dowodzą, że wynik badania ujawniający zmianę w komórkach nabłonka typu CIN 1 nie oznacza istotnego zagrożenia rozwojem CIN3. Prawdopodobieństwo, że zmiana się cofnie jest wysokie i wynosi 43 proc. dla CIN 2 i 32 proc. dla CIN 3.
Z badania przeprowadzonego w Nowej Zelandii wynika, że tylko z 31 proc. zmian przednowotworowych typu CIN 3, które nie są leczone lub są leczone niewłaściwie, w ciągu 30 lat rozwija się inwazyjna forma raka.
Z podsumowania badań kohortowych wykonanego w 2011 r. dla amerykańskiej organizacji Preventive Services Task Force wynika, że występowanie zmian przednowotworowych i inwazyjnego raka szyjki macicy zmniejsza się wraz z wiekiem, więc kobiety po 65 roku życia mają niższe ryzyko zachorowania. Nie stwierdzono także, by starsze kobiety były zagrożone szybciej rozwijającym się, bardziej agresywnym procesem nowotworowym. Obserwacje prowadzone we Włoszech wskazują, że kobiety w wieku 50-64 lat, których ostatnie trzy wymazy były normalne, mają ośmiokrotnie niższe ryzyko rozwoju CIN 2 i bardziej zaawansowanych zmian niż kobiety młodsze między 25 i 49 rokiem życia.
Dzięki testom wykrywającym DNA i mRNA wirusa można wykorzystać obecność HPV w programach wczesnego wykrywania raka szyjki macicy i stanów przednowotworowych. Nowe metody mogą poprawić dokładność i zmniejszyć koszt badań. Jednym z racjonalnych argumentów skłaniających do wprowadzenia tych testów jest fakt, że wśród kobiet po 30. roku życia powszechność występowania wirusa HPV zmniejsza się z wiekiem, ale rośnie ryzyko utrzymujących się infekcji. Dzięki nowym metodom może poprawić wykrywanie groźnych dla zdrowia zakażeń.
Źródło: www. onkologia.org.pl
Przyczynę blisko 30 proc. nowotworów stanowi dieta. Niewłaściwy sposób odżywiania jest drugim po paleniu tytoniu elementem naszego codziennego życia mającym duży wpływ na ryzyko wystąpienia choroby nowotworowej. W gruncie rzeczy to pozytywna informacja, ponieważ mamy całkowitą kontrolę nad tym co jemy. Pomimo że nie ma diety o właściwościach leczniczych, ale coraz więcej wiadomo o diecie, która ma duży potencjał, by chronić przed rakiem. Właściwie dobrana może spowolnić postęp choroby i złagodzić jej przebieg.
Związek między sposobem odżywiania się i nowotworami jest bardzo złożoną zależnością. Po części dlatego, że na dietę składają się tak różne pokarmy i tak różne składniki odżywcze. Wiele z nich wpływa na ryzyko rozwoju choroby nowotworowej, często w połączeniu z innymi czynnikami. Ponadto nasze geny także zmieniają sposób, w jaki pożywienie oddziałuje na organizm. Najlepiej udowodniono związek sposobu odżywiania się i raka jelita grubego, przełyku, żołądka, jamy ustnej. Natomiast w mniejszym stopniu dieta wpływa na zachorowania na raka wątroby, woreczka żółciowego i nerki.
Polska tradycyjna kuchnia nie sprzyja zdrowiu. Nasza dieta obfituje w tłuszcze, cukry proste i sól, dostarcza za mało mikroelementów i witamin. Przyjmujemy zbyt wiele kalorii z niewłaściwych źródeł. Trzeba więc dbać o odpowiednią ilość warzyw i owoców. Według rekomendacji Światowej Organizacji Zdrowia należy te roślinne produkty jeść w ilości co najmniej 400 g dziennie, najlepiej w pięciu porcjach. Dobrze jeśli zastępują przekąski między dużymi posiłkami. Warto stosować regułę pięciu kolorów, by w diecie były obecne warzywa i owoce czerwone, zielone, białe, fioletowe i żółtopomarańczowe. Związki chemiczne, które nadają im barwę są dobre dla naszego zdrowia. Wpływ poszczególnych witamin i mikroelementów na ryzyko zachorowania na konkretne nowotwory jest nadal niejasny. Najprawdopodobniej skutecznie działa cała paleta roślinnych barw. Jedno z badań dowodzi, że osoby, których dieta obfituje w różnorodne warzywa i owoce mają o ponad jedną piątą niższe ryzyko zachorowania na nowotwór jamy ustnej niż ludzie nawykli do jedzenia tylko niektórych z nich.
Badania na skalę ogólnoeuropejską (EPIC – European Prospective Investigation into Cancer and Nutrition) z 2004 r., wykazały, że jedzenie bardzo dużych ilości warzyw i owoców może zmniejszyć ryzyko rozwoju raka jamy ustnej, gardła, krtani, przełyku (nawet o jedną trzecią), żołądka, a także płuc (o jedną czwartą). Natomiast jest mało prawdopodobne, by ten element diety chronił przed nowotworem piersi, prostaty, jajnika i nerek.
Badania nad konkretnymi składnikami roślinnymi diety koncentrują się m.in. na warzywach z rodziny krzyżowych, do których należą brokuły, brukselka, kapusta, kalafior, rzodkiewka, rzepa, gorczyca. Wszystkie obfitują w glukozynolany, substancje zawierające siarkę. Glukozynolany w trakcie trawienia są rozkładane do związków biologicznie aktywnych, które w badaniach laboratoryjnych mają silne działanie hamujące proces nowotworowy. Chronią komórkowe DNA przed uszkodzeniami, pomagają dezaktywować karcynogeny, zapobiegają procesom zapalnym, stymulują śmierć komórkową (apoptozę), hamują tworzenie naczyń krwionośnych, które odżywiają guz, ograniczają rozsiew komórek nowotworowych. Niestety u ludzi ten dobroczynny efekt nie jest tak oczywisty jak w badaniach na zwierzętach, czy w na poziomie eksperymentów komórkowych. Badania związku między ryzykiem wystąpienia różnych typów nowotworów i spożyciem warzyw krzyżowych, prowadzone na dużych grupach osób, dają sprzeczne wyniki.
Likopen – składnik pomidorów – jest cenną bronią w walce z rakiem prostaty. Występuje i w świeżych pomidorach, i we wszystkich produktach pomidorowych – soku, koncentracie, ketchupie. Jako silny przeciwutleniacz chroni DNA komórki przed uszkodzeniami. Badania prowadzone w Stanach Zjednoczonych dowodzą, że jedzenie pomidorów 2-4 razy w tygodniu zmniejsza ryzyko zachorowania na raka prostaty o jedną czwartą. Również w Europie mężczyznom mającym wysoki poziom likopenu w organizmie w niewielkim stopniu groziły zaawansowane stadia tego nowotworu. Nie wiadomo jednak, w jakich ilościach związek ten ma działanie profilaktyczne.
ie należy iść drogą na skróty i zastępować różnorodnej, zbilansowanej diety witaminowymi suplementami. W kilku badaniach stwierdzono, że wysokie dawki tych preparatów nie tylko nie pomagają, ale wręcz mogą szkodzić zwiększając ryzyko rozwoju choroby nowotworowej. Wiele suplementów zawiera dużą ilość różnych substancji, które wcale nie są potrzebne. Zażywanie tabletek daje poczucie bezpieczeństwa, tyle że to złudzenie, gdyż wchłanianie zawartych w nich związków jest niewielkie, zwykle wynosi kilka-kilkadziesiąt procent. Poza tym nie wiadomo, czy substancje te podane w sztucznej przecież formie, rzeczywiście działają prozdrowotnie. Likopen chroni przed rakiem prostaty, jeśli jest dostarczany w pomidorach, czyli w swoim naturalnym otoczeniu. Nikt jednak nie wie, jak działa podany w tabletce. Wszystkie bowiem aktywne biologicznie substancje potrzebują wielu innych, by spełnić swoją ochronną funkcję.
Błonnik (czyli włókno pokarmowe), składnik warzyw, owoców, ale przede wszystkim także produktów z mąki z pełnego przemiału, takich jak chleb razowy, czy makaron, płatki owsiane, brązowy ryż jest także ważnym składnikiem przeciwnowotworowej diety. Od blisko 30 lat zaleca się spożywanie pokarmów bogatych w błonnik, który ma chronić przed rakiem jelita grubego. Podstawą tych rekomendacji jest fakt, że w krajach o wysokim spożyciu włókna pokarmowego zachorowalność na raka jelita grubego jest niższa niż w krajach, w których przeważa dieta uboga w ten składnik. Mimo to nadal brakuje dowodów jednoznacznie potwierdzających tę zależność.
Ostatnia, opublikowana w 2011 r., analiza wyników 25 badań obejmujących w sumie około 2 mln uczestników wykonana w ramach projektu World Cancer Research Fund/American Institute for Cancer Research’s Continuous Update Project (CUP) dowiodła, że błonnik ma wpływ na ryzyko wystąpienia raka jelita grubego. W porównaniu z minimalnym udziałem pełnoziarnistych produktów w diecie, każdy wzrost spożycia o 10 g/dziennie dietetycznego błonnika wiązał się ze spadkiem ryzyka rozwoju tego nowotworu o 10 proc. Przy trzech porcjach pełnoziarnistych produktów (90 g/dziennie) to ograniczenie wynosiło już 20 proc. Co jednak zaskoczyło wszystkich – takiej zależności nie stwierdzono dla błonnika dostarczanego w warzywach, także strączkowych i owocach. Te wyniki nie umniejszają prozdrowotnego działania diety obfitującej we włókno pokarmowe, gdyż chroni ona także przed innymi przewlekłymi chorobami: schorzeniami układu krwionośnego, cukrzycą typu 2, nadwagą i otyłością.
Wśród pokarmów, które należy ograniczać jest także czerwone mięso (wołowina, wieprzowina, cielęcina). Nie powinno się go jeść więcej niż 500 g tygodniowo, a bardzo niewielką część z tej ilości mogą stanowić wędliny (zalecenia Światowego Funduszu Badań nad Rakiem – WCRF). W badaniu EPIC stwierdzono, że u osób, które na co dzień jadły ok. 80 g czerwonego mięsa, ryzyko zachorowania na raka jelita grubego zwiększało się o jedną trzecią. Przybywa też coraz więcej dowodów potwierdzających podobną zależność dla raka trzustki i żołądka. Czerwone mięso i wędliny zawierają szczególnie duże ilości hemu (zawierającego żelazo składnika hemoglobiny), który nadaje mięsu czerwony kolor. Mięso drobiowe ma znacznie mniej tego barwnika. Hem, może drażnić i uszkadzać śluzówkę jelita grubego, a także stymulować bakterie żyjące w tej części układu pokarmowego do produkcji substancji rakotwórczych. Ten fakty być może tłumaczy, dlaczego jedzenie mięsa białego nie jest związane ze zwiększeniem ryzyka zachorowania raka jelita grubego.
Naukowcy nie są zgodni co do tego, czy tłusta dieta zwiększa ryzyko rozwoju nowotworów piersi. W dwóch, największych przeprowadzonych do tej pory badaniach EPIC dowiedziono, że kobiety, które często jedzą produkty zawierające wiele nasyconych kwasów tłuszczowych, mają blisko dwukrotnie większe ryzyko zachorowania na raka piersi. Być może dzieje się tak dlatego, że ten rodzaj kwasów tłuszczowych podwyższa poziom estrogenów i innych hormonów we krwi.
Wysokie spożycie soli jest jedną z prawdopodobnych przyczyn raka żołądka, a także nadciśnienia i udarów mózgu. Gdyby większość soli dodawana była przy stole, podczas posiłku, czy w trakcie gotowania, łatwo byłoby uniknąć jej nadmiaru. Tymczasem większość jest dodawana podczas procesu produkcji żywności. Zawierają ją nawet te produkty, w których soli nie wyczuwamy, na przykład chleb, czy płatki do mleka. W efekcie nasza dieta zawiera jej nawet dwa razy za dużo. Średnia europejska to 9-12 g soli dziennie, podczas gdy zalecane jest nie więcej niż 5 g. Ocenia się, że co czwarty przypadek zachorowania na raka żołądka wiąże się z nadmiernie słoną dietą, która uszkadza nabłonek żołądka i wywołuje jego stany zapalne.
Co więc można zalecać osobie, która chciałaby stosować dietę prozdrowotną?
Należy przyjąć zasadę, by jeść wszystko, ale we właściwych proporcjach. Jadłospis musi być prawidłowo zbilansowany pod względem makro składników (czyli węglowodanów, tłuszczy i białek) i mikro składników (czyli mikroelementów i witamin). Często mamy tendencje do przesadzania ze składnikami, które są „podejrzane” o jakąkolwiek działalność przeciwnowotworową. Tymczasem to różnorodność na talerzu chroni zdrowie, bowiem jedną z podstawowych zalet diety śródziemnomorskiej jest właśnie obfitość różnych roślinnych produktów, duże ilości produktów zbożowych, a także oliwa, jako główne źródło tłuszczu, niewiele czerwonego mięsa i wino spożywane w umiarkowanych ilościach. Duże znaczenie ma sposób picia alkoholu, czyli do posiłków, ale przede wszystkim ilość alkoholu. Umiarkowane spożycie alkoholi wydłuża życie, chroni przed chorobami kardiologicznymi i nowotworowymi, pod warunkiem jednak, że nie więcej, jak jeden kieliszek wina dziennie dla kobiety i dwa w przypadku mężczyzny. Wino wypijane w większych ilościach przyczynia się do rozwoju raka układu pokarmowego, górnych dróg oddechowych, wątroby i raka piersi.
Źródło: www. onkologia.org.pl
Otyłość kojarzy się najczęściej z chorobami kardiologicznymi i cukrzycą typu II, tymczasem nadmierna masa ciała jest drugim po paleniu tytoniu czynnikiem ryzyka rozwoju nowotworów. W Polsce blisko 20 proc. ludzi jest otyłych.
W 2002 r. Międzynarodowa Agencja ds. Badań nad Rakiem (IARC) uznała za naukowy fakt, że nadwaga (wskaźnik masy ciała – BMI 25-29 kg/m2) i otyłość (BMI > 30 kg/m2) wiążą się z podwyższonym ryzykiem zachorowania na raka okrężnicy, gruczolakoraka przełyku, raka piersi po menopauzie, trzonu macicy i nerki. W 2007 r. dodano do tej listy raka trzustki oraz stwierdzono, że otyłość najprawdopodobniej zwiększa ryzyko rozwoju raka pęcherza moczowego.
Z badań epidemiologicznych wynika, że szczupła sylwetka (BMI na poziomie 21-23 kg/m2) pozwala uniknąć do 20 proc. nowotworów związanych z nadmiarem tkanki tłuszczowej. Natomiast przyrost masy ciała (BMI powyżej 25 kg/m2 podwyższa ryzyko rozwoju chorób nowotworowych około półtora razy w porównaniu z ryzykiem zachorowania na raka przy prawidłowym BMI. W krajach europejskich nadwaga i otyłość są przyczyną 11 proc. zachorowań na raka okrężnicy, 9 proc. przypadków raka piersi, 39 proc. raka trzonu macicy, 37 proc. gruczolakoraka przełyku, 25 proc. nowotworów nerki i 24 proc. nowotworów pęcherzyka żółciowego. Przybywa dowodów, że wysokie BMI może także zwiększać prawdopodobieństwo nawrotów raka, osłabia skuteczność chemoterapii i zwiększa umieralność spowodowaną przez nowotwory.
Sposób, w jaki otyłość stymuluje rozwój guzów jest przedmiotem badań od lat 30. XX wieku. Mechanizmy tego procesu są bardzo złożone. Tkanka tłuszczowa nie tylko magazynuje nadwyżki energii, ale także produkuje różnego typu substancje. Jedną z nich jest estrogen. Wysoki poziom tego hormonu zwiększa ryzyko raka piersi, trzonu macicy i kilku innych nowotworów. Po drugie otyłe osoby mają we krwi większe ilości insuliny i podobnego do insuliny czynnika wzrostu (IGF) niż osoby szczupłe. Taki stan sprzyja rozwojowi niektórych guzów, na przykład raka wątroby i chłoniaków nieziarniczych u mężczyzn oraz raka okrężnicy i pęcherza moczowego u kobiet. Co więcej, komórki tłuszczowe, poza estrogenem, produkują także adipokiny, czyli hormony regulujące procesy zapalne i metaboliczne oraz wzrost komórek. Adipokiny powodują, że otyłość jest w gruncie rzeczy przewlekłym, łagodnym stanem zapalnym. Procesy zapalne zwiększają ryzyko rozwoju raka, szczególnie raka wątroby (nawet 4,5-krotnie). Inne możliwe mechanizmy wpływające na zagrożenie chorobami nowotworowymi, to zmieniona odpowiedź immunologiczna i stres oksydacyjny.
Otyłym osobom zagraża rak okrężnicy. Jak wynika z analiz prowadzonych dla Amerykańskiego Towarzystwa ds. Walki z Rakiem ryzyko rozwoju tego nowotworu przy BMI przekraczającym 30 kg/m2 było większe o 75 proc. dla mężczyzn i o 25 proc. dla kobiet w porównaniu z osobami o prawidłowej masie ciała. Natomiast badania kanadyjskie dowodzą, że mężczyźni, którzy utyli ponad 21 kg po 20. roku życia mają większe o 60 proc. ryzyko zachorowania na ten nowotwór niż mężczyźni, którzy zwiększyli masę ciała nie więcej niż o 5 kg. Z kolei analiza przeprowadzona we Włoszech wskazuje, że osoby, które utrzymują stałą masę ciała mają do 35 proc. niższe ryzyko wystąpienia raka okrężnicy w porównaniu z tymi, które tyją po ukończeniu 30 lat. Lepiej, jeśli tkanka tłuszczowa rozkłada się w miarę równomiernie niż, gdy gromadzi się w okolicach brzucha. U mężczyzn każde dodatkowe 2 cm w pasie zwiększa zagrożenie rakiem okrężnicy o 4 proc., zaś wzrost BMI o 2kg/m2 podnosi o je 7 proc. Związek między BMI i obwodem w pasie, a tym nowotworem dotyczy także kobiet, ale w dużo mniejszym stopniu.
Wysokie BMI wpływa również na wzrost prawdopodobieństwa zachorowania na raka odbytu, choć nie tak silnie, jak w przypadku raka okrężnicy.
Paradoksalnie, otyłym kobietom przed menopauzą rak piersi zagraża w mniejszym stopniu niż kobietom szczupłym. To dlatego, że rzadziej dochodzi u nich do owulacji, a więc na tkankę piersi działa niższy poziom estrogenu. Sytuacja zmienia się po 50. roku życia, otyłość zaczyna zwiększać ryzyko rozwoju raka piersi. Dzieje się tak, gdyż jajniki przestają produkować hormony i głównym źródłem estrogenu staje się tkanka tłuszczowa. W organizmie otyłej kobiety poziom tego hormonu jest wyższy niż u kobiety szczupłej, a tym samym zwiększa się ponad przeciętnie zagrożenie rakiem piersi. Z badań kohortowych wynika, że przy BMI przekraczającym 28 kg/m2 ryzyko rozwoju tego nowotworu jest większe o 30 proc. niż przy BMI poniżej 21 kg/m2.
W przypadku raka piersi, na proces nowotworowy nie ma wpływu wiek, w którym przybywa nadmiarowych kilogramów. Jak dowiedziono w amerykańskim badaniu National Institutes of Health-AARP Diet and Health Study opublikowanym w 2007 r. kobiety, które tyły już na początku okresu rozrodczego (18-35 lat), w późnym okresie (35-50 lat), w trakcie menopauzy i po menopauzie miały podobne – 1,4 razy wyższe – ryzyko zachorowania na nowotwór piersi niż te, którym udawało się zachować prawidłową masę ciała w wieku 18- 50 lat. Przeważa opinia, że otyłość jest o wiele silniejszym czynnikiem sprzyjającym rozwojowi raka piersi niż nadużywanie alkoholu lub fakt, że kobieta nigdy piersią nie karmiła.
Jednak wpływ nadwagi modyfikowany jest przez inne czynniki ryzyka, na przykład stosowanie hormonalnej terapii zastępczej i historię zachorowań na raka piersi w rodzinie.
Niezależnie od wieku, w którym rozpoczyna się nadwaga, kobiety o BMI ponad 25 kg/m2 mają również 2-4 razy większe ryzyko zachorowania na raka trzonu macicy niż kobiety o normalnej masie ciała. W przypadku innych nowotworów okres tycia ma wpływ na ryzyko rozwoju choroby nowotworowej. Niektóre badania wskazują, że otyłe nastolatki mogą mieć większe ryzyko zachorowania na raka jajnika przed menopauzą niż kobiety, które utyły jako dojrzałe osoby. Z badań przeprowadzonych na izraelskich żołnierzach wynika, że dziecięca otyłość (powyżej 85 centyla) w porównaniu z prawidłową masą ciała w pierwszych latach życia, zwiększa o 50 proc. ryzyko wystąpienia raka dróg moczowych i raka okrężnicy po osiągnięciu dorosłości.
Ludzie otyli są dwukrotnie bardziej narażeni na zachorowanie na gruczolakoraka przełyku niż osoby o BMI poniżej 25 kg/m2. Przy nadwadze częściej niż przy prawidłowej masie ciała występuje choroba refluksowa lub tzw. przełyk Barretta, które niezależnie od masy ciała zwiększają ryzyko rozwoju tego nowotworu. Możliwe więc, że otyłość zaostrza stany zapalne górnej części układu pokarmowego, prowadząc w ten sposób do częstszych zachorowań na gruczorakolaka przełyku. W Stanach Zjednoczonych, jeszcze 20 lat temu dominującym nowotworem przełyku był rak płaskonabłonkowy, a nadużywanie alkoholu i palenie papierosów stanowiły główne czynniki ryzyka. Obecnie liczba przypadków nowotworów przełyku zwiększyła się o 350 proc., a najbardziej rozpowszechnionym typem raka stał się gruczolakorak.
W naukowych dociekaniach powraca pytanie, czy przyrost masy ciała stanowi naturalny element procesu starzenia się. Większość ludzi z wiekiem zaczyna mieć coraz większą nadwagę i niestety, skłonność ta stała się już społeczną normą. Jednak wyniki badań wskazują, że w żadnych kategoriach tycie normą być nie powinno, gdyż jest poważnym zagrożeniem dla zdrowia.
Najlepszą metodą prewencji chorób nowotworowych związanych z nadmierną masą ciała jest odchudzanie się. Niestety, utrzymanie przez dłuższy czas szczuplejszej sylwetki okazuje się zbyt trudne dla ponad 90 proc. osób. Zwykle w ciągu roku wracają do stanu wyjścia, a sam efekt jo-jo także może stymulować rozwój raka. Na przykład, w jednym z badań wykonywanych dla AICR (Association for International Cancer Research) dowiedziono, że częste wahania masy ciała zwiększają ryzyko zachorowania na nowotwór nerki. Skoro tak niewielu osobom udaje się skutecznie odchudzić, trudno o naukowe potwierdzenie, do jakiego stopnia ograniczenie masy ciała chroni przed rakiem. Najsilniejsze dowody pochodzą z badań na pacjentach, którzy poddali się operacyjnemu leczeniu otyłości. Mają oni znacząco niższe ryzyko zachorowania na nowotwory niż osoby, które nie przeszły operacji bariatrycznej. Zwykle bowiem mniej inwazyjnymi metodami (dietą i zmianą stylu życia) udaje się zrzucić najwyżej 10 proc. masy ciała, podczas gdy resekcja jelita i żołądka pozwala schudnąć do 30 proc.
Nie ulega jednak wątpliwości, że ludzie, którzy odchudzą się nawet nieznacznie, obniżają poziom hormonów stymulujących rozwój raka. Coraz więcej wiadomo o związku między ograniczeniem nadwagi a zmniejszeniem ryzyka rozwoju agresywnych form raka prostaty, zachorowania na raka piersi po menopauzie, a także innych nowotworów. Co nie mniej ważne, ludzie, którzy walczą ze swoją otyłością, redukują także niebezpieczeństwo zachorowania na inne choroby przewlekłe – cukrzycę i choroby kardiologiczne.
Źródło: www. onkologia.org.pl
Rak płuca występuje niemal wyłącznie u palaczy i osób narażonych na bierne palenie. Dowody na związek dymu papierosowego i nowotworów pojawiały się już w pierwszej połowie XX wieku. Jednak fakt, że właśnie tytoń jest sprawcą raka płuca, a zawarta w nim nikotyna powoduje uzależnienie, uznano za dostatecznie udowodniony naukowo dopiero w latach 50. Kolejne dekady badań ugruntowały wiedzę na temat związku między paleniem papierosów i wieloma innymi nowotworami.
W 1986 roku Międzynarodowa Agencja ds. Badań nad Rakiem (IARC) ogłosiła, że palenie powoduje nie tylko raka płuca, ale także układu oddechowego, raka trzustki i nowotwory dolnej części układu moczowego. W 2004 r. oficjalna lista chorób wywoływanych przez tytoń zawierała 14 różnych nowotworów. Jasno z niej wynika, że dym tytoniowy oddziałuje niemal na każdy narząd wewnętrzny.
W krajach europejskich co piąty przypadek raka jest powodowany przez palenie papierosów. Nałóg ten jest przyczyną ponad 80 proc. zachorowań na raka krtani i płuca, co drugi nowotwór gardła, co trzeci jamy ustnej i przełyku, co czwarty nowotwór wątroby, co piąty rak żołądka, co drugi przypadek raka dolnych dróg moczowych i jedno na dziesięć zachorowań na raka nosa i zatok. Dym papierosowy jest także przyczyną raka jelita grubego, odbytnicy, jajnika, trzonu macicy, trzustki, raka nerki i białaczki szpikowej. Średnio blisko 35 proc. wszystkich zgonów z powodu nowotworów można przypisać paleniu tytoniu.
Nikotynowy nałóg pogarsza jakość życia na długo przed śmiercią, powodując schorzenia układu oddechowego (astmę, przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, zapalenie oskrzeli i płuc) oraz choroby układu krążenia (udar mózgu, chorobę wieńcową, zawał serca). Wieloletni palacze umierają w młodszym wieku niż osoby wolne od nałogu – połowa z nich żyje o 20-25 lat krócej niż niepalący. Według szacunków amerykańskiego Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom (CDC) palenie papierosów skraca życie mężczyzn o 13,2 lat, kobiet o 14.5 lat.
Im intensywniejszy nałóg, tym większe problemy ze zdrowiem. W Stanach Zjednoczonych, w 2011 r., analizowano zwyczaje związane z nikotynowym nałogiem u 4,8 tys. chorych na raka płuca i 2,8 tys. palących bez choroby nowotworowej. Jeśli palacz sięga po pierwszy poranny papieros w ciągu 30 min. od wstania z łóżka, to jego ryzyko wystąpienia raka płuca o 1,8 razy wyższe niż w przypadku osoby, która przez co najmniej godzinę powstrzymuje się od palenia. Podobna zależność wynika z analizy zachorowalności na raka głowy i szyi. Ci najbardziej „niecierpliwi” palacze mają najwyższe stężenie nikotyny i innych toksycznych substancji w organizmie i są silnie uzależnieni od nikotyny.
Nie istnieje bezpieczna liczba papierosów. Z norweskich badań prowadzonych na 600 tys. mężczyzn i 500 tys. kobiet wynika, że wypalanie tylko czterech papierosów dziennie trzykrotnie podnosi ryzyko zgonu z powodu zawału serca lub raka płuca. Prawdopodobieństwo zachorowania na nowotwór w dużo większym stopniu zależy od długości okresu uzależnienia niż od intensywności nałogu. Natomiast przebieg choroby nowotworowej (na przykład raka pęcherza moczowego) może zależeć od intensywności nałogu. W badaniu prowadzonym na terenie Stanów Zjednoczonych stwierdzono, że osoby, które paliły więcej papierosów częściej umierały z powodu tego nowotworu niż ludzie palący niewiele.
Rak płuca najbardziej zagraża tym, którzy wpadli w nałóg w młodym wieku. Pierwsze objawy choroby pojawiają się po kilkudziesięciu latach. Zapadalność na raka płuca rośnie po 40. roku życia, najwięcej osób zaczyna chorować po ukończeniu 70. lat. Jednak większości powodowanych przez nikotynę chorób, można zapobiec zrywając z nałogiem przed czterdziestką. Ten krok szybko przynosi korzyści – po pięciu latach życia bez papierosów zmniejsza się ryzyko zachorowania na tytoniozależne nowotwory, po 10 latach jest już o połowę niższe niż to, które ma osoba paląca.
Ci, którzy palą papierosy, często nadużywają także alkoholu. Z badań prowadzonych w 2007 r. w Stanach Zjednoczonych wynika, że nawet osoby, które sięgają po papierosy sporadycznie, pięciokrotnie częściej mają problem z piciem alkoholu niż te, które nigdy nie sięgają po papierosy. Połączenie tych dwóch groźnych dla zdrowia zachowań większa ryzyko rozwoju nowotworów jamy ustnej, gardła, krtani i przełyku.
Z naukowej analizy danych 600 tys. pacjentów przeprowadzonej w Norwegii wynika, że palenie w większym stopniu naraża zdrowie kobiety niż mężczyzny. Kobiety, które zaczynają palić mają dwukrotnie większe ryzyko wystąpienia zawału serca niż początkujący palacze wśród mężczyzn. Ryzyko rozwoju raka jelita jest dwukrotnie wyższe u palących kobiet niż u mężczyzn, mimo że kobiety palą mniej (odpowiednio 19 proc. i 8 proc. w porównaniu z osobami niepalącymi). Najwyraźniej kobiecy organizm jest biologicznie bardziej wrażliwy na toksyczne działanie dymu papierosowego. Przyczyny tej prawidłowości nadal nie są jasne.
Badanie, którego wyniki opublikowano w 2013 wskazują na związek palenia papierosów i ryzyka wystąpienia raka piersi. I w tym przypadku szczególnie groźne są początki nałogu we wczesnej młodości. Przez wiele lat to powiązanie stało pod znakiem zapytania, ponieważ wiele palaczek często również pije alkohol. Podejrzewano więc, że to alkohol wpływa na wzrost prawdopodobieństwa zachorowania. Naukowcy z Amerykańskiego Towarzystwa ds. Walki z Rakiem (ACS) przeanalizowali dane 73 tys. kobiet i okazuje się, że stopień ryzyka zależy od okresu życia, w którym palenie tytoniu stało się nałogiem. Najbardziej zagrożone rakiem piersi są kobiety, które zaczęły palić co najmniej na 10 lat przed pierwszym porodem. Ich ryzyko zachorowania było wyższe o 45 proc. w porównaniu z całkowitymi abstynentkami tytoniowymi. Te wyniki są ostrzeżeniem, że najmłodsze kobiety mogą być szczególnie podatne na czynniki ryzyka. Eksperci podejrzewają, że przed porodem tkanki piersi są bardziej wrażliwe na toksyny niż po urodzeniu pierwszego dziecka.
Dym nikotynowy zawiera ponad 7 tys. związków chemicznych. Co najmniej 250 wśród tych substancji jest szkodliwa, a 70 ma działanie rakotwórcze (według danych ACS). Palący papierosy wdycha smołę, radioaktywny polon, nikiel, cyjanowodór, formaldehyd, amoniak oraz tlenek węgla, który tworząc z hemoglobiną kompleks zwany karboksyhemoglobiną sprawia, że krew staje się gorzej natleniona. Substancje rakotwórcze z dymu papierosowego mogą inicjować proces nowotworowy. W efekcie powodowanych przez nie uszkodzeń DNA komórki rosną i dzielą się bez ograniczeń. Co więcej, trujące związki chemiczne gromadzą się przez lata w organizmie palacza, potęgują swoje działanie stając się jeszcze bardziej szkodliwe i zwiększając ryzyko zachorowania na nowotwór.
Palenie cygar i fajki jest równie groźne, jak palenie papierosów. Żucie i ssanie liści tytoniowych także zwiększa ryzyko rozwoju nowotworów, zwłaszcza raka jamy ustnej.
Palenie bierne stanowi nie mniejszy problem, ponieważ jest również rakotwórcze. Dym unoszący się z żarzącej się końcówki papierosa jest czterokrotnie bardziej toksyczny niż ten, którym zaciąga się palacz. W zadymionym pomieszczeniu osoba niepaląca wdycha trzy razy więcej tlenku węgla, ponad 10 razy więcej nitrozamin, 15 razy więcej benzenu i nawet do 70-u razy więcej amoniaku niż podczas aktywnego palenia papierosów.
Bierne palenie podnosi ryzyko zachorowania na raka płuca o jedną czwartą, zwiększa także zagrożenie rakiem krtani i przełyku. Najbardziej narażone na wpływ cudzego nałogu są dzieci, których rodzice palą w domu. Istnieją dowody, że dym papierosowy, z którym się stale stykają, zwiększa zagrożenie dziecięcą białaczką i rakiem krtani, gardła, mózgu, pęcherza moczowego, odbytu i żołądka (raport ACS). Rodzice, którzy palą zanim kobieta zajdzie w ciążę oraz w trakcie ciąży zwiększają ryzyko, że ich dziecko zachoruje na rzadki nowotwór wątroby – hepatoblastomę (badania IARC). Najprawdopodobniej rak ten zaczyna się rozwijać jeszcze w czasie życia płodowego. W porównaniu z parą niepalącą zagrożenie tym nowotworem rośnie dwukrotnie, gdy jeden rodzic pali; pięciokrotnie, gdy obydwoje palą papierosy.
Szkodliwe jest nawet przebywanie w pomieszczeniach przesyconych zapachem dymu tytoniowego. Gazowe pozostałości po wypalonych papierosach osadzają się na powierzchni mebli, tkanin, stają się składnikiem kurzu. O ich obecności świadczy nieprzyjemny zapach utrzymujący się w zamkniętych pomieszczeniach przez wiele miesięcy, a nawet lat. Substancje zawarte w osadzie z dymu tytoniowego są nadal aktywne chemicznie i szkodzą zdrowiu
Źródło: www. onkologia.org.pl
Nowotwory skóry są jednym z najczęściej spotykanych nowotworów. Czerniak – jego najbardziej złośliwa forma – mimo że stanowi zaledwie pięć proc. wszystkich przypadków, charakteryzuje się największą śmiertelnością. Pozostałe dwa typy raka skóry mają łagodny charakter i nie zagrażają życiu. Najczęściej na czerniaka chorują osoby starsze, które ukończyły 70 lat. Jednak nowotwór ten rozwija się także u osób przed trzydziestką.
Wg danych Amerykańskiego Towarzystwa ds. Walki z Rakiem czerniak jest najczęściej występującym nowotworem złośliwym wśród młodych kobiet. Największe ryzyko zachorowania mają osoby, które podczas wakacji intensywnie się opalają i często mają skórę poparzoną przez słońce, czyli w krótkim czasie otrzymują wysoką, toksyczną dla skóry dawkę promieniowania UV. W drugiej połowie XX wieku, opalenizna stała się bardzo popularna. Efekty czasu spędzanego na plaży w latach 60. zaczęły ujawniać się po kilkudziesięciu latach, gdyż czerniak potrzebuje dużo czasu, by się rozwinąć. W Europie, w latach 90. XX wieku częstotliwość zachorowań na złośliwe nowotwory skóry była dwukrotnie większa niż trzy dekady wcześniej. Obecnie zapadalność na czerniaka w krajach europejskich podwaja się co dziesięć lat. W Polsce wiele zdiagnozowanych przypadków kończy się zgonem,ponieważ wiele osób zgłasza się do lekarza, gdy choroba jest w zaawansowanym stadium.
Ludzie łakną opalenizny, mimo programów uświadamiających zagrożenia płynące z przebywania na słońcu. Jak wynika z badania prowadzonego przez australijski Instytut Raka, aż 31 proc. Australijczyków (nowotwory skóry przytrafiają im się 50-100 razy częściej niż Europejczykom), przyznaje, że czuje się atrakcyjniej, gdy jest opalona.
Nadal pokutuje mit, że słońce to zdrowie, ponieważ bez niego nie ma witaminy D. Na naszej szerokości geograficznej, przy umiarkowanie jasnej karnacji wystarczy 15-minutowy spacer w letni dzień, a w zimowy trzy razy dłuższy, by organizm wytworzył odpowiednią dawkę tej witaminy. W niewielkich ilościach promieniowanie ultrafioletowe rzeczywiście sprzyja zdrowiu. Poza tym, że uruchamia produkcję witaminy D, także leczy krzywicę, żółtaczkę, łuszczycę i zmiany alergiczne na skórze. Nadmiar promieniowania słonecznego uszkadza skórę, oczy i osłabia działanie układu odpornościowego. Najgroźniejsze skutki opalania, to rak skóry i katarakta. Ultrafiolet uszkadza komórkowe DNA. Uszkodzenie to może być wielokrotnie powielane i powstaje trwała mutacja. Jeśli ta zmiana zajdzie w genie związanym z procesem karcynogenezy,wówczas komórka zamienia się w komórkę nowotworową.
Dzieci i młodzież są najbardziej podatni na szkodliwe działanie promieniowania ultrafioletowego. Według szacunków Międzynarodowej Agencji ds. Badań nad Rakiem blisko 25 proc. czasu spędzonego na słońcu przypada na okres przed 18. rokiem życia. Młodzi ludzie otrzymują największe dawki promieniowania UV i najczęściej miewają poparzoną przez słońce skórę. Do niebezpiecznego dla zdrowia bilansu liczą się wszystkie przypadki, gdy skóra „spiekła się na raka”. Ich efekty sumują się przez całe życie, od najwcześniejszych lat.
Czerniak to nowotwór ludzi, którzy przez okrągły rok przebywają w pomieszczeniach zamkniętych, a brak kontaktu ze słońcem próbują nadrobić podczas krótkiego urlopu. Dobitnie świadczą o tym wyniki opublikowanego w 2012 r. badania przeprowadzonego przez Szwedzką Krajową Radę Zdrowia i Opieki Społecznej na południowym zachodzie Szwecji. W tym rejonie, w ciągu ostatnich czterech dekad liczba przypadków czerniaka skóry wzrosła wśród mężczyzn o 35 proc., a wśród kobiet o 25 proc. Chorujące na złośliwy nowotwór skóry osoby najczęściej spędzały wakacje w rejonie Morza Śródziemnego lub jeszcze dalej na południu.
Ekspozycja na słońce przez cały rok, związana z wykonywanym zawodem, najprawdopodobniej także zwiększa podatność na nowotwory skóry, ale tylko na ich łagodniejsze formy. W Europie zachorowalność na raki skóry wynosi 100 przypadków na 100 tys. osób. Z danych zebranych przez naukowców niemieckich wynika, że ludzie pracujący na otwartej przestrzeni mają zwiększone ryzyko zachorowania na raka kolczystokomórkowego. W badaniu prowadzonym na Florydzie uzyskano wyniki świadczące o tym, że poparzenia słoneczne są czynnikiem ryzyka wystąpienia obu form raka skóry, podobnie jak zawód związany z pracą pod gołym niebem. Opalanie się od najmłodszych lat zwiększało ryzyko rozwoju raka kolczystokomórkowego, ale nie podstawnokomórkowego.
Na czerniaka skóry szczególnie narażone są osoby o bladej i piegowatej skórze, jasnych włosach i niebieskich oczach, gdyż są one najbardziej podatne na poparzenie słoneczne. Według danych kanadyjskich ludzie o jasnej karnacji mają dwukrotnie większe ryzyko zachorowania na czerniaka w porównaniu z osobami o ciemniej karnacji. Duża liczba pieprzyków, przypadki zachorowania na raka skóry w najbliższej rodzinie zwiększają ryzyko rozwoju tego nowotworu nawet czterokrotnie. Nowotwór lokuje się wszędzie tam, gdzie znajdują się komórki barwnikowe, a więc także poza skórą – w gałce ocznej, na błonie śluzowej narządów płciowych oraz w jamie ustnej i odbycie.
Najprościej można ograniczyć ryzyko zachorowania na czerniaka skóry unikając słońca między godziną 10:00 a 15:00, gdy promieniowanie UV jest najsilniejsze. Krem z silnym filtrem przeciwsłonecznym najczęściej nie chroni dostatecznie. W gruncie rzeczy taki środek daje złudne poczucie bezpieczeństwa. W Danii w kilka lat po rozpoczęciu akcji uświadamiającej niebezpieczeństwo, jakim grozi opalanie, zbadano na ile Duńczycy stosują się do prozdrowotnych zaleceń. Pogoń za opalenizną sprawiła, że zwiększył się czas przebywania na słońcu w krytycznym okresie dnia, czyli między 12:00 a 15:00 średnio o 5 proc. w porównaniu z połową XX wieku. Okazało się, że 6 na 10 osób stosuje krem z filtrem chroniącym przed promieniowaniem UV tylko po to, by dłużej się opalać. W efekcie ci którzy go używali,byli dwukrotnie częściej poparzeni przez słońce niż osoby nie stosujące kremu. Przyczyną było zbyt rzadkie i zbyt niedokładne stosowanie ochronnego kosmetyku.
Przebywanie w cieniu w najgorętsze godziny dnia, noszenie koszul z długim rękawem i spodni z długimi nogawkami, kapelusza i ciemnych okularów, to w połączeniu z warstwą kremu z silnym filtrem przeciwsłonecznym znacznie skuteczniejsze środki ostrożności.
Niestety poziom wiedzy o zagrożeniu, jakie stanowi nadmiar słońca jest niewystarczający nawet wśród dermatologów i chirurgów plastycznych. Brytyjscy lekarze tej specjalności proszeni o wyjaśnienie m.in. roli promieniowania ultrafioletowego w inicjowaniu procesu nowotworowego, sposobu w jaki szerokość i wysokość geograficzna zmienia skuteczność ochrony przed słońcem oraz określenie długości czasu działania kremów z filtrem (3-4 godz.), prawidłowo odpowiadali na zaledwie połowę pytań. Równie niebezpieczne jak naturalne światło są sztuczne źródła promieniowania UV, czyli łóżka opalające. Potwierdzono związek między korzystaniem z solariów i podwyższonym ryzykiem rozwoju trzech typów raka skóry. W badaniu Nurses’ Health Study II śledzono zwyczaje nastoletnich Amerykanek, a następnie 25–35-letnich. Podobnie, jak w przypadku światła słonecznego, dawka promieniowania otrzymanego w ciągu całego życia sumuje się. Im jest większa, tym wyższe ryzyko zachorowania na nowotwór skóry. W porównaniu z osobami, które nigdy nie były w solarium, niebezpieczeństwo rozwoju łagodnych form raka skóry zwiększało się o 15 proc. przy każdych czterech wizytach na rok, zaś ryzyko zachorowania na czerniaka o 11 proc.
Regułę kumulowania się skutków korzystania z łóżka opalającego potwierdziła także analiza danych zebranych w 18 różnych krajach Europy w projekcie WHO Globalcan 2008. Każda sesja w solarium podnosi ryzyko wystąpienia czerniaka skóry o 1,8 proc. Solarium jest najbardziej szkodliwe dla osób przed 30-tym rokiem życia, zwiększając ryzyko zachorowania na nowotwór skóry nawet o 75 proc. w porównaniu z osobami, które z łóżka opalającego nigdy nie korzystały. W 2009 roku WHO i IARC ogłosiły, że łóżka opalające są równie groźne dla zdrowia jak azbest i tytoń. W Australii, Francji, Niemczech, Austrii, Wielkiej Brytanii obowiązuje zakaz korzystania z solariów dla osób, które nie skończyły 18 lat.
W Polsce rozpoczęła się społeczna kampania na rzecz wprowadzenia podobnego zakazu.
Źródło: www. onkologia.org.pl
Rak płuca co roku dotyka ponad 20 tys. Polaków. Po postawieniu diagnozy wielu pacjentów czuje zagubienie i przytłoczenie z powodu nieznanych im dotąd badań i przebiegu leczenia. Chcąc wyjść naprzeciw potrzebom pacjentów onkologicznych Polska Grupa Raka Płuca stworzyła
aplikację wspierającą chorych przed przystąpieniem do leczenia, w jego trakcie oraz po powrocie do domu – PulmoInfo.
Dzięki PulmoInfo pacjenci mogą krok po kroku śledzić przebieg swojego leczenia w zależności od stadium choroby, w którym się znaleźli. Dowiadują się także, jak dbać o siebie w czasie rehabilitacji.
Stowarzyszenie postawiło na nowe technologie, które dzięki swojej mobilności pozwalają chorym na bieżąco zapoznawać się z procesem diagnostycznym oraz dostępnym i stosowanym w Polsce leczeniem. Narzędzie wsparte jest praktycznymi filmikami i wypowiedziami ekspertów.
Poza wieloma cennymi wskazówkami i radami, twórcy aplikacji zaopatrzyli pacjentów w kontakty do miejsc udzielających pomocy w zakresie medycznym, rehabilitacyjnym, pielęgnacyjnym i psychologicznym. Aplikacja PulmoInfo jest więc źródłem wiedzy nie tylko dla osób chorujących na raka płuca, ale także ich rodzin. Polecamy!
Naturalnie produkowane przez kobiecy organizm estrogeny i progesteron wpływają na rozwój i wzrost niektórych nowotworów. Tabletka antykoncepcyjna zawiera syntetyczne odpowiedniki tych hormonów. Stąd podejrzenia, że choć chroni przed niepożądaną ciążą, może przysparzać kłopotów ze zdrowiem. Trwają badania związku między tą szeroko stosowaną na świecie metodą antykoncepcji (sięga po nią blisko 100 mln kobiet) a rozwojem procesów nowotworowych. Zgodnie z aktualną wiedzą doustna antykoncepcja minimalnie zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi, szyjki macicy i wątroby, ale redukuje zagrożenie rakiem trzonu macicy, jajnika i jelita grubego.
Wyniki uzyskane podczas badania Collaborative Group on Hormonal Factors in Breast Cancer w 1996 r., wskazują, że tabletka nieznacznie podnosi ryzyko zachorowania na raka piersi (1,1 razy większe niż u kobiet nie stosujących tej metody antykoncepcji) i jest najwyższe u kobiet, które zaczęły antykoncepcję hormonalną jako nastolatki. Poziom zagrożenia tym nowotworem wraca do normy po 10 latach przerwy w przyjmowaniu hormonów. Badania ujawniły jeszcze jedna regułę – rak piersi zdiagnozowany u kobiet stosujących ustną antykoncepcję jest zwykle we wcześniejszym stadium niż u kobiet, które nigdy nie stosowały tabletki, co wiąże się prawdopodobnie z częstszymi wizytami u lekarza kobiet stosujących antykoncepcję hormonalną.
Stwierdzono też związek między przyjmowaniem tabletki antykoncepcyjnej (przez co najmniej 5 lat) a wyższym ryzykiem rozwoju raka szyjki macicy. Jednak 3-4 krotne zwiększenie zagrożenia tym nowotworem może wynikać z faktu, że aktywne seksualnie kobiety łatwo zarażają się wirusem brodawczaka ludzkiego – HPV, który inicjuje proces nowotworowy w szyjce macicy. Tabletka może ponadto nasilać ryzyko zachorowania na raka wątroby, ale nie zostało to jeszcze poparte wystarczającą liczbą dowodów naukowych.
Antykoncepcja hormonalna działa także profilaktycznie chroniąc w niewielkim stopniu przed rakiem jajnika. Tym skuteczniej im dłużej jest stosowana. Wyniki opublikowanego w 2010 r., międzynarodowego badania prowadzonego na terenie Wielkiej Brytanii, Holandii i Francji (International BRCA1/2 Carrier Cohort Study)wskazują, że w przypadku kobiet mających genetyczne predyspozycje do zachorowania na ten typ nowotworu, po roku stosowania tabletki antykoncepcyjnej zagrożenie chorobą spada o 10-12 proc., po 5 latach o 50 proc. Natomiast w przypadku raka trzonu macicy profilaktyczne skutki ustnej antykoncepcji utrzymują się nawet przez wiele lat po jej ustaniu.
Hormonalna terapia zastępcza (HTZ)
Hormonalna terapia zastępcza (HTZ) znosi, co prawda, objawy menopauzy (uderzenia gorąca, suchość pochwy, osłabienie struktury kości), ale budzi także wiele obaw związanych z długoterminowymi skutkami jej stosowania (wzrost ryzyka wystąpienia demencji, udaru mózgu, zawału serca i nowotworów). Z tego powodu ostatnio zaleca się kobietom jak najkrótsze stosowanie terapii hormonalnej w minimalnych dawkach.
Kobiety, które przyjmują skojarzoną terapię estrogenowo-progestagenową nieznacznie częściej niż nie przyjmujące HTZ, zapadają na raka piersi. Analiza danych wykonana podczas badania Collaborative Group on Hormonal Factors in Breast Cancer wykazała, że HTZ nie ma wpływu na ryzyko zachorowania na raka piersi przez pięć pierwszych lat przyjmowania hormonów. Następnie między 5-14 rokiem stosowania terapii zagrożenie nowotworem jest nieznacznie podwyższone (o 1,2-1,3 razy w porównaniu do kobiet, które nigdy HTZ nie stosowały). Jednak po jej zaniechaniu zagrożenie szybko się zmniejsza do poziomu sprzed przyjmowania HTZ.
Kolejne duże badanie zakończone w 2003 r., w Wielkiej Brytanii (Million Women Study) dowiodło, że stosowanie różnych preparatów hormonalnych ma wpływ na ryzyko rozwoju nowotworów piersi – o 1,7 razy wyższe w porównaniu z tymi, które jej nigdy nie stosowały i zgonu z tego powodu – o 1,2 razy wyższe. W zależności od typu przyjmowanego preparatu zmieniało się ryzyko zachorowania: dla leków zawierających jedynie estrogen było 1,3 razy większe, dla terapii estrogenowo-progestagenowej 2 razy większe i dla tibolonu (pochodnej estrogenu roślinnego) 1,45 razy większe. Nie obojętny dla zdrowia okazał się również sposób podania hormonów. Tabletki powodują 1,3 razy wyższe zagrożenie rakiem, plastry – 1,2 razy, implanty estrogenowe najsilniej stymulują proces nowotworowy, zwiększając 1,7 razy ryzyko zachorowania na raka piersi.
Z innych badań wynika, że HTZ nie ma wpływu lub nieco obniża prawdopodobieństwo rozwoju raka trzonu macicy, terapia estrogenowo-progestagenowa zmniejsza ryzyko wystąpienia raka jelita grubego i nie ma wpływu na raka jajnika.
Źródło: www. onkologia.org.pl
Niektóre typy nowotworów są powiązane z przebytym wcześniej zakażeniem. Mikroorganizmy (wirusy, bakterie, pasożyty) powodują do 15-25 proc. wszystkich przypadków zachorowań na nowotwory (najwięcej w krajach rozwijających się). Istnieją szczepionki, które skutecznie zapobiegają części groźnych wirusowych zakażeń.
Wirus brodawczaka ludzkiego – HPV
Rak szyjki macicy jest powodowany przez przewlekłą infekcję wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV). Niemal każdy, kto prowadzi życie seksualne był w jakimś momencie życia jego nosicielem. Opisano ponad 150 typów wirusów HPV, w większości są one nieszkodliwe, ale kilkanaście z nich może wywołać nowotwór. W Europie sprawcami 70 proc. przypadków raka szyjki macicy są dwa typy wirusa HPV: 16 i 18. Do zakażenia dochodzi podczas kontaktu seksualnego, ale nie tylko. Wirus znajduje się na palcach, dłoniach w okolicy ust. Prezerwatywa znacznie obniża ryzyko zakażenia, ale nie zabezpiecza przed nim całkowicie.
Ryzyko infekcji wirusem HPV jest wyższe u osób mających wielu partnerów lub tych, którzy we wczesnym wieku zaczęli współżycie seksualne. Infekcja może trwać od 4 do 20 miesięcy, nie ma skutecznej metody leczenia tej infekcji. Przebiega bez żadnych objawów. Jednak w przypadku niektórych osób (niewielki odsetek zakażonych) organizm nie potrafi zwalczyć HPV i dochodzi do przewlekłej infekcji. Jeśli jest ona powodowana przez najbardziej agresywne typy wirusa, może rozwinąć się rak szyjki macicy. Najczęściej nowotwór ten jest diagnozowany u kobiet po 40. roku życia. Skutkiem zakażenia tym wirusem może być także rak odbytu, pochwy, sromu, języka, gardła i szyi, u mężczyzn penisa. Łagodniejsze typy wirusa HPV – 6 i 11 – wywołują kłykciny kończyste, czyli brodawki na narządach płciowych. Nie są to zmiany złośliwe, ale sprawiają wiele przykrych dolegliwości.
Prawdopodobieństwo, że infekcja wirusem HPV przerodzi się w proces nowotworowy zwiększa palenie papierosów, osłabienie układu odpornościowego oraz inne choroby przenoszone drogą płciową, na przykład opryszczka płciowa i stany zapalne powodowane przez bakterię Chlamydia trachomatis.
Szczepionka chroniąca przed rakiem nie dopuszcza do infekcji w podobny sposób, jak jej odpowiedniki zapobiegające innym chorobom zakaźnym. Do wyboru są dwa rodzaje szczepionek biwalentna – zawierająca antygeny wirusów HPV 16 i 18 (najbardziej kancerogennych i najbardziej rozpowszechnionych) oraz tetrawalentna – chroniąca dodatkowo przed infekcją wirusami HPV typu 6 i 11, które odpowiadają za 90 proc. kłykcin narządów płciowych mężczyzn i kobiet, ale nie wywołują nowotworów. Szczepienia dla dziewczynek, a ostatnio także dla chłopców z powodu ryzyka rozwoju brodawek, zalecane są między 9 a 26 rokiem życia. Nie działają u osób, które już rozpoczęły życie seksualne, ponieważ nie zwalczają wirusów już obecnych w organizmie.
Nie ma pewności, jak długo trwa ich ochronne działanie, gdyż szczepionki są dostępne zbyt krótko. Z zebranych do tej pory danych wynika, że są skuteczne przez co najmniej osiem lat. Wirusy HPV bardzo różnią się zakaźnością i zjadliwością, toteż niewykluczone, że do pełnego zabezpieczenia potrzebna będzie dawka przypominająca szczepionki po kilku, kilkunastu latach od pierwszego szczepienia.
Wirus zapalenia wątroby typu B – HBV
W Europie przyczyną ponad 2/3 przypadków nowych zachorowań na pierwotnego raka wątroby jest przewlekłe zakażenie wirusami zapalenia wątroby typu B (HBV) lub typu C (HCV).
Spośród tych, którzy stali się nosicielami wirusa, ryzyko rozwoju nowotworu sięga nawet 25 proc. Drogi infekcji są podobne jak w przypadku wirusa HIV, gdyż HBV rozprzestrzenia się przez kontakt z krwią zarażonej osoby, występuje w nasieniu i wydzielinie pochwy, może być przeniesiony z matki na dziecko podczas porodu, przez zakażone igły, żyletki, a nawet szczoteczki do zębów.
W Polsce liczbę nosicieli szacuje się na 2-7 proc. populacji, czyli stosunkowo dużo. W jednej trzeciej przypadków nie można ustalić źródła infekcji. HBV jest wyjątkowo podstępnym przeciwnikiem, 50-100 razy bardziej zakaźnym niż wirus HIV i w przeciwieństwie do niego potrafiącym przetrwać poza organizmem przez co najmniej tydzień.
Szczepienie przeciwko wirusowi zapalenia wątroby typu B weszło do kanonu programów szczepień profilaktycznych w 179 państwach.
Według rekomendacji WHO należy szczepić dzieci tak szybko po porodzie, jak to możliwe. Szczepionka niemal całkowicie zabezpiecza przed zachorowaniem i – co nie mniej ważne – przed nosicielstwem wirusa. W przypadku dzieci jest ono wyjątkowo wysokie, wynosi 80-90 proc. u niemowląt i ok. 30 proc. w pierwszych pięciu latach życia. Wśród dorosłych odsetek osób będących nosicielami HBV zwykle nie przekracza 6 proc.
Pełne uodpornienie na infekcję wirusem HBV wymaga podania trzech dawek szczepionki. Nabyta w ten sposób odporność jest długotrwała, jednak nie wszyscy szczepieni ją uzyskują. Do nowych zakażeń często dochodzi podczas podróży do rejonów, w których panuje duże ryzyko infekcji HBV. Szczepienia nie są alternatywą dla przestrzegania procedur bezpiecznego kontaktu z krwią, płynami ustrojowymi i sterylizacji narzędzi medycznych. Należy unikać stosowania igieł wielokrotnego użytku podczas zabiegów akupunktury lub tatuażu, a także wykonywania zbędnych badań takich jak pobieranie krwi. Nieostrożność wynikająca ze złudnego poczucia bezpieczeństwa może prowadzić do zakażenia także innym typem wirusa zapalenia wątroby HCV, przeciw któremu nie ma szczepionki, ani w pełni skutecznego leczenia.
Jeśli nosiciel wirusa HBV lub HCV pije dużo alkoholu lub pali papierosy zwiększa ryzyko zachorowania na raka wątroby; alkohol w połączeniu z tytoniem 10-krotnie zwiększa prawdopodobieństwo rozwoju raka w porównaniu z osobami nie korzystającymi z tych używek.
Skala infekcji HCV nie jest dobrze znana, gdyż najczęściej schorzenie to przebiega bezobjawowo. Szacuje się, że w Europie 0,5-2 proc. osób jest nosicielami tego wirusa. Spośród zakażonych jedynie co czwarta osoba będzie miała symptomy, ale 60-80 proc. przypadków infekcji rozwinie się w przewlekłe zapalenie, które po około 20 latach może przejść w marskość wątroby (co piąty przypadek wśród nosicieli). Ostatnio w Polsce wzrasta liczba zachorowań na marskość wątroby i raka wątroby związanego z infekcją HCV. Marskość bardzo mocno zwiększa ryzyko rozwoju raka wątrobowokomórkowego.
W Polsce prowadzi się szczepienia noworodków, młodzieży w wieku 14 lat, osób należących do grup ryzyka, osób z bliskiego otoczenia chorych zakażonych HBV. Ostatnio szczepi się także pacjentów z przewlekłą chorobą wątroby spowodowaną przez infekcję HCV. Istnieją dowody, że szczepienie przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B może sprawić, że organizm skutecznie wyeliminuje wirusa HCV.
Źródło: www. onkologia.org.pl